Recenzja filmu

Wyznanie wiary (2010)
Burhan Qurbani
Carlo Ljubek
Jeremias Acheampong

"Prawdziwe" historie

Skonstruowany z mini-narracji, przywodzących na myśl arhouse'owe wersje "Okruchów życia", obraz jest tylko bladym cieniem mięsistych obrazów Fatiha Akina – "Na krawędzi nieba" i "Głową w mur".
Wątek numer jeden. Maryam jest córką postępowego tureckiego imama, Vedata. Wyemancypowana, przesiąknięta zachodnią kulturą dziewczyna, zachodzi w głowę, czy ostre powikłania po aborcji są dziełem przypadku, czy może zemstą rozsierdzonego Boga? Uwięziona w matni domysłów,  dryfuje w stronę religijnego ekstremizmu.  

Wątek numer dwa. W szkole, w której nauki Koranu sumiennie wykłada wdowiec Vedat, poznajemy senegalskiego muzułmanina Sammiego. Odkrywa on uczucie do swojego najlepszego przyjaciela, Daniela. Tłumiona pasja i przerażająca perspektywa coming outu staje się cierniem w sercu, bijącym dotąd dla Najwyższego.

Wątek numer trzy. W markecie, w którym pracują Sammi i Daniel, pojawia się policjant tureckiego pochodzenia, Ismail. Podczas rutynowej kontroli wpada on na nielegalną imigrantkę z Bośni, Leilę. Żonatego mężczyznę i fascynującą go kobietę łączy coś więcej niż przypadkowe spotkanie. Oboje brali udział w pewnym dramatycznym wydarzeniu, którego wspomnienie od tamtej pory prześladuje Ismaila.

Raz, dwa, trzy, trzy razy we dwoje. Poukładany z matematyczną precyzją film debiutanta Burhana Qurbaniego, podzielony został nawet na rozdziały, które ułatwiają interpretacyjny proces (akcja dzieje się podczas Ramadanu, a tytuły epizodów nawiązują do pięciu stopni pielgrzymki Hajj). Podejrzewam jednak, że i bez nich nie byłoby z tym problemu. Skonstruowany z mini-narracji, przywodzących na myśl arhouse'owe wersje "Okruchów życia", obraz jest tylko bladym cieniem mięsistych obrazów Fatiha Akina"Na krawędzi nieba" i "Głową w mur". Różnica jest fundamentalna – w tamtych utworach historie ludzi ranionych po zderzeniu kultur nie przypominały kina oświatowego. W zerojedynkowej rzeczywistości Qurbaniego wszystkie konflikty i dylematy rozpięte są na mało subtelnych opozycjach, a wystylizowany na "artystyczne kino niezależne" look filmu (który objawia się już w pasującej jak pięść do nosa, animowanej czołówce) przelewa czarę goryczy. Tytuł dzieła oznacza "wiarę". Lecz ja podziękuję, tym razem nie wierzę.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones